niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział I by Mary

Wybaczcie, że tak późno... Chociaż to żadna nowość, że czekacie na moje rozdziały kilka miesięcy <3 Przepraszam za błędy ortograficzne i interpunkcyjne ale pisząc kilka godzin ten rozdział na mózg mi już padają te literki i nie widzę kiedy robię błędy. Za to też mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Dedykacja dla Nessie która jako jedyna zaczekała aż dodam ten cholerny rozdział.
Gratuluję chłopaka Tuńczyku :*
loffki <3

______________________________________________________________________________

Zawsze miałam płytki sen. Nie wiem z czego to wynikało ale nawet rozmowa za ścianą lub przejście obok mojego pokoju czasami wystarczyły aby mnie zbudzić. Tym razem nic się nie zmieniło w tej kwestii. Ze snu wyrwał mnie cichy, najbardziej znienawidzony odgłos jaki może tylko być. Pikanie budzika. Rytmiczny, denerwujący i nieustający dźwięk. Moje całe ciało się buntowało. Nie miało zamiaru wykonywać jakiegokolwiek ruchu. No może nie licząc zakrycia głowy kołdrą. Moje kończyny krzyczały "spać" lecz ciągłe pikanie zaczynało drażnić jak jakaś natrętna mucha. W końcu się poddałam. Otworzyłam oczy, zamrugałam sennie i prawie dostałam zawału. Jakieś 5cm od mojej twarzy leżała pulchna ruda kulka zwana też moją kotką Nancy. Wpatrywała się we mnie swymi zielonymi ślepiami przekrzywiając łebek o 180 stopni. Nie wiem jak koty potrafią się tak wygiąć ale wygląda to słodko. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam. Moim zaspanym oczom ukazał się niewielki brzoskwiniowy pokoik z oknem wychodzącym na Ulicę Pokątną czyli nasze czarodziejskie centrum handlowe. Po całym pomieszczeniu były porozwalane ubrania. Gdzie tylko się dało tam coś leżało. Podłoga, fotel, karnisz, lampka. Wszędzie. No ale w końcu jestem Huncką i dla Huncek to normalka. Wygrzebałam się z ciepłej, wołającej do mnie pościeli i powlokłam się do łazienki mijając drugie łóżko na którym leżał wielki kokon z kołdry w którym spała moja kochana ruda kuzynka Lily. Nie mam pojęcia w jaki sposób się tak okręciła. Wczoraj i w sumie nie tylko wczoraj, bo przez większość wakacji ciągle gadałyśmy z Lilką o dzisiejszym dniu. Dniu w którym wrócimy do Hogwartu który był moim drugim domem. Na samą myśl na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. W końcu zobaczę te wszystkie mordki których nie widziałam całe wakacje i których tak bardzo mi brakowało. W łazience bez pośpiechu zaczęłam się ogarniać. Pół godziny później byłam gotowa. Siedząc bezczynnie na łóżku uznałam, że wystarczyłoby mi nastawić budzik na 8.30. Westchnełam. Położyłam się na łóżku i zaczęłam głaskać Nancy która właśnie wskoczyła mi na brzuch. Kotka zaczęła mruczeć z zadowolenia. Gdy przed wyjazdem włożę ją do klatki to zapewne nie będzie już taka zadowolona. Miałam wrażenie, że mój zwierzak także tęskni za Hogwartem. Jesienią zawsze szalała w liściach z innymi kotami. Nagle zaburczało mi w brzuchu. Byłam głodna, a bufet otwierali dopiero za pół godziny. Podniosłam się i usiadłam rozpaczliwie rozglądając się za jakimś jedzeniem aż nagle mój wzrok spoczął na leżącej na fotelu torbie Rudej. Z dziką satysfakcją przypomniałam sobie o kanapkach w jej torbie zrobionych przez moją ciotkę. Nie kryjąc się podeszłam do torby i z uśmiechem wygrzebałam z niej kanapki. Rozpakowałam jedną i przyjrzałam się jej z uwielbieniem. Uznając, że wyrzuty sumienia zostawię sobie na potem wgryzłam się w nią. Smak był cudowny! Z błogim uśmieszkiem usiadłam jedząc kanapkę. Teraz mój brzuch był zadowolony. Spojrzałam na zegarek i ze zdziwieniem zobaczyłam, że zaraz będzie 9.00. Wepchnęłam resztę kanapki do buzi i przełknełam. Czas obudzić Rudzielca. Z resztą było mi już nudno.
Odchrząknęłam.
- Lily, obudź się. - zaczęłam spokojnie lecz nie doczekałam się odpowiedzi albo chociażby jakiegoś ruchu z tego kotłowiska na jej łóżku.
- Lily! - teraz podniosłam trochę głos.
Ponownie cisza więc trzeba się posunąć do drastyczniejszych sposobów.
- Lilyanne Elizabeth Evans wstawaj! - wiedziałam, że nienawidzi jak się do niej mówi pełnym imieniem i nazwiskiem. Tym razem poskutkowało.
- Czego? - warknęła. Jak na Lily i budzenie jej przed dwunastą to dość grzecznie. A przynajmniej w moim odczuciu. Bywało gorzej.
Wciąż się nie ruszyła z pościeli więc uznałam, że trzeba ją zmobilizować, a ja już dobrze wiedziałam jak.
- Zaraz odjedzie nam pociąg. Nie chcesz wracać do Hogwartu? - zaczęłam kusić.
W jednej chwili Lilka wyskoczyła z łóżka. Na długo jednak nie opuściła poduszki, bo gdy spojrzała na zegarek i zdała sobie sprawę, że pociąg mamy za ponad dwie godziny to z jękiem na nią opadła.
Na ten widok pokręciłam tylko głową lecz nie skomentowałam. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie przy okazji włączając radio. Głośno. Bardzo głośno. W głośnikach zadźwięczał chrapliwy głos Kurta śpiewającego prawdziwy klasyk a mianowicie Smells Like Teen Spirit. A ta gitarka. Cudo. Chciałabym kiedyś być tak sławna jak oni. Wystarczyła chwila by Lily przy tych dźwiękach wytoczyła się z łóżka i powlokła do łazienki. Ja w tym czasie przypomniałam sobie o tym aby zamówić alkohol więc wyjęłam kartkę i zaczęłam pisać do mojego tajnego sprzedawcy, który był na tyle miły, że dla stałych klientów (czyli dla mnie) dawał zniżki. Oczywiście na miejscu też można załatwić procenty ale wątpię aby komuś się chciało codziennie chodzić do Trzech Mioteł skoro towar może być do nas dostarczony. W końcu nasze melanże to party hard.
Usłyszałam otwierające się drzwi i podniosłam głowę. Ruda właśnie wychodziła z łazienki patrząc na mnie pytająco, a następnie usiadła na swoim łóżku.
Skoro chciała wiedzieć...
- To zamówienie. - powiedziałam. - Wiesz, pewnie w tym roku się przyda trochę trunku.
- Ja mam zapasy w kufrze. - odparła puszczając oczko.
Zaśmiałyśmy się.
- Nie oszukujmy się. Po tygodniu i tak nic z nich nie zostanie. - stwierdziłam. Chociaż uważam, że te zapasy mogą się skończyć o wiele szybciej.
- Nie niszcz złudzeń - burknęła zbierając i pakując rzeczy porozwalane po całym pokoju. Trochę tego było. - Wiadomo, że wszystko zniknie w ekspresowym tempie mimo, że nie będzie Huncwotów.
Chodziło jej oczywiście o wielką czwórkę ze starszego o dwa lata rocznika czyli Jamesa, Syriusza, Lunia i Petera. Udało im się jakoś zdać egzaminy i zakończyli naukę w Hogwarcie. U nas było trochę inaczej. Wiele osób chcę jak najszybciej zakończyć edukacje i wyrwać się ze szkoły. My mieliśmy inaczej. Nie wyobrażałam sobie mojego życia bez Hogwartu. Nie wiem co będzie za te 2 lata jak opuszczę szkołę. No ale na razie jeszcze mogę się uczyć więc martwienie się tym wszystkim postanowiłam zostawić sobie na inną chwilę.
- A co to ma do rzeczy? - zapytałam.
- Wiesz, w końcu to cztery osoby żerujące na nas najbardziej. Skoro ich nie będzie, to może zostanie nam kilka butelek na później. - odparła z wielką nadzieją w głosie.
- Nie zostanie, bo ja je skonfiskuje! - zaśmiałam się złowrogo. Żartowałam ale oczywiście mogło to się spełnić w każdej chwili.
- Nie ma mowy. - powiedziała stanowczo Ruda i przytuliła się do swojego kufra. - Będę ich bronić jak wilk! Nie dostaniesz ani kropelki.
- Sknera - mruknęłam parskając śmiechem. Nie dostanę ani kropelki? Bitch please. Sama sobie wezmę.
W radiu piosenki ucichły i usłyszałyśmy głos mężczyzny.
- A teraz czas na porcje porannych wiadomości o dziewiątej... - zaczął.
- Właśnie otwierają bar - poinformowała mnie kuzynka. - Swoją drogą jestem głodna.
Gdy zaczęła grzebać w torbie zaczęłam się rozglądać po całym pokoju byleby nie patrzeć na Lilkę. Strasznie zachciało mi się śmiać lecz się powstrzymywałam. Czekałam na jej reakcje. No i w końcu się doczekałam.
- Kradzieju! Pożarłaś moje śniadanie - krzyknęła z wyrzutem i rzuciła się na łóżko wtapiając swoją twarz w poduszkę.
Oj tam od razu pożarłam. Wolę określenie "zjadłam". To tak bardziej niewinnie. Z resztą nie zjadłam ich specjalnie. No w sumie może tak, bo byłam w końcu głodna. Ale przecież nie zrobiłam tego aby dokuczyć Lily... a w sumie może i... nie. Ja nie jestem taka. Gdybym była najedzona i je zjadła... wtedy to zupełnie co innego.
Wstałam i podeszłam do radia. Gadali coś o jakiejś kradzieży cukierków ale nie miałam ochoty tego słuchać więc wyłączyłam radio.
- Chodź do bufetu, mam ochotę na coś do picia - powiedziałam chcąc jakoś zachęcić tego lenia do wstania. W sumie ja też jakoś bardzo aktywna nie jestem ale w tym momencie to się opierdalała.
Kuzynka spojrzała na mnie znacząco.
- Nie ma chlania od samego rana. Świętowanie będzie dziś wieczorem jak przyjedziemy do szkoły.
- Tak, tak, wiem. - odpowiedziałam robiąc smutną minkę i wzdychając - Wezmę herbatę.
- A ja zjem zasłużone śniadanie. I tym razem mi go nie odbierzesz.
I tak nie byłam głodna. A gdybym była obecnie głodna to kupiłabym coś. No ale najadłam się już tymi kanapkami.
Wyjęłam z portfela kilka monet na tą herbatę i schowałam je do dżinsów. Oczywiście do tylnej kieszeni. Ostatnio włożyłam monety do przedniej. Dopiero przy kasie w Miodowym Królestwie okazało się, że ta kieszeń była dziurawa. Nie mam już zaufania do tej kieszeni.

Wyszyłyśmy z naszego nadal zabałaganionego pokoju i przeszłyśmy przez dość ciemny jak na tą porę korytarz wprost do schodów. Zeszłyśmy na dół. Mimo iż budynek był stary za razem był także przytulny. Wszędzie gdzie tylko się spojrzało można było zobaczyć coś przyjaźnie wyglądającego. Obrazy na ścianach, wesoło podśpiewującą czarownicę czytającą Proroka Codziennego czy uśmiech barmana w podeszłym wieku. Ruszyłyśmy w jego stronę i stanęłyśmy przed barem za którym stał.
- Poproszę herbatę - powiedziałam miło się uśmiechając. Może da zniżkę.
- A ja kawę i ciastka korzenne. - dorzuciła Panga.
- Ciastka na śniadanie? - zapytałam unosząc brew.
- Owszem. I kawa. Z dużą ilością cukru, bo jeszcze się do końca nie obudziłam. - odpowiedziała szczerząc się, a chwilę potem ziewnęła.
Chwilę potem otrzymałyśmy nasze zamówienie. Niestety nie dostałam zniżki za piękny uśmiech. Najwyraźniej nie działa na wszystkich. Zapłaciłyśmy i usiadłyśmy przy jednym ze stolików obok okien. Za nimi rozlewał się wręcz panoramiczny widok na ulicę Pokątną. Uśmiechnęłam się pod nosem i lekko pokręciłam głową gdy zobaczyłam kilku wyraźnie zdenerwowanych chłopców którzy właśnie wybiegli z Esów Floresów z paczkami w których zapewne znajdowały się książki. Jak widać niektórzy robili zakupy na prawdę na ostatnią chwilę. W tym momencie sama zaczęłam się zastanawiać czy wszystko mam.
- Mam tylko nadzieję, że nie zapomnę niczego spakować - powiedziałam na głos trzymając w rękach czerwony kubek z parującą herbatą. Nie lubiłam pić gorącej herbaty. Zawsze musiała trochę odczekać.
- Wiesz, w tym całym bałaganie, który miałaś rano w pokoju, nie zdziwiłabym się, jakbyś coś zostawiła. Najwyżej rodzice wyślą ci paczkę z rzeczami. - odezwała się Ruda otwierając opakowanie z ciasteczkami korzennymi. Bez namysłu wrzuciła do buzi jedno z nich i zaczęła energicznie przeżuwać. W tej chwili przypominała mi taką przeżuwającą lamę. Oczywiście nie w złośliwym kontekście. Po prostu tak jakoś mi się skojarzyło.
- Tak jak wysłali Waynowi w zeszłym roku? - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Dokładnie. - potwierdziła Lilka.
Wyobraziłam sobie tłum sów lecących do mnie w Wielkiej Sali z paczkami bielizny dla mnie. Nie uśmiechałoby mi się to. Szczerzę współczuje Waynowi któremu taka sposobność się przytrafiła.
- Wiesz, mimo wszystko wolałabym żeby nie przylatywało do mnie dziesięć sów po kolei, niosąc paczki z ciuchami. Choć w sumie ciuchów nigdy za wiele - powiedziałam z rozmarzonym uśmiechem a chwilę potem wycelowałam palcem w kuzynkę. - Ale ty też nie jesteś lepsza. Wcale nie zrobiłaś mniejszego bałaganu ode mnie.
- Najwyżej będziemy sobie coś pożyczały dopóki nie przyślą tego sowią pocztą, lub nie kupimy w Hogsmeade. - kolejne ciastko wylądowało w jej buzi - No i od czego są Huncki? One pewnie też pomogą w razie czego.
Widzę, że tu już ktoś jest pewien iż czegoś zapomnę i planuje pożyczanie od innych ale nie powiedziałam tego na głos.
- No tak, ale nie chce mieć w tym roku niepotrzebnych zmartwień.
- Hej, nie mamy przynajmniej SUM-ów.
Prawie zadrżałam na myśl o tych zeszłorocznych egzaminach.
- Tak, to był dopiero koszmar. - powiedziałam i zabrałam Lilce z paczki jedno ciastko i umieściłam je w mojej buzi. - Nigdy nie zapomnę tego zadania z eliksirów. Przysięgam, że nigdy o nim nie słyszałam.
No chyba, że słyszałam ale było to zapewne po jakimś melanżu.
- Nie powinni dawać takich rzeczy na egzaminie. Przecież było wiadomo, że nikt nie będzie pamiętał takich szczegółów jak ilość łyżeczek imbiru i kropel krwi druzgotek.
- Mam tylko nadzieję, że na OWTM-ach nie będzie tak ciężko, ale tym pomartwimy się dopiero za rok. - wzięłam łyk herbaty i popatrzyłam ponownie przez okno.
- Właśnie! Na razie cieszmy się, że mamy jako taki luz. Może nauczyciele też na odpuszczą? Podobno szóstych klas tak nie cisną. - usłyszałam głos kuzynki.
Odwróciłam się i spojrzałam na nią.
- Tak mówią, ale dopiero się przekonamy.
- Ja tam myślę, że to będzie jeden z najlepszych lat w Hogwarcie.
- Oby. Mam taką nadzieję. - odpowiedziałam i odchyliłam się na krześle.
Gdy skończyłyśmy odniosłyśmy naczynia do okienka dla miłej kobiety która magicznie czyściła te wszystkie talerze i kubki. Powoli Dziurawy Kocioł zaczynał żyć. Obecnie większość stolików była zajęta. Niektórych czarodziejów kojarzyłam. Kilku z nich przychodziło posiedzieć w spokoju. Innych za to bardziej ciekawiła rozmowa i najświeższe plotki. I podkreślam, że to nie były wyłącznie kobiety.
Weszłam z Lily do pokoju i skończyłyśmy pakowanie. Jeszcze tylko umieszczenie zwierzaków w klatkach i gotowe. Wzięłam Nancy na ręce. Kotka zamruczała radośnie lecz gdy zobaczyła klatkę zaczęła wyrywać się i szarpać. Ledwie co utrzymywałam tego kocura, a wyrywał się jakby zobaczył miskę Whiskasa i to stojącej bardzo daleko od tej klatki. Po pięciu minutach walki z kotem i kilku zadrapaniach na moich rękach Nancy siedziała naburmuszona w klatce.
- Nie zamykam Cię tu na zawsze - powiedziałam kojąco lecz kotka odwróciła się do mnie zadem. Westchnęłam. Tyle miłości.
Byłam jednak zadowolona, że moja kochana sówka nie stawiała oporu i spokojnie weszła do klatki lecz z cierpiętniczą miną. Wszyscy się mnie czepiali do tego, że nazwałam moją sówkę Ganesis. Śmiali się, że nazwałam ją jak jedną z ksiąg biblijnych. Po pierwsze mój zwierzak nazywał się Ganesis, a nie Genesis, a po drugie nawet nie wiedziałam, że jest taka księga.
Nie będzie łatwo się zabrać z tym wszystkim pomyślałam gdy spojrzałam na nasze bagaże.
- Chyba wszystko wzięłyśmy - stwierdził Rudzielec.
- Raczej tak. - rozejrzałam się uważnie jeszcze raz po pokoju. - Chodźmy.
Założyłam gitarkę na plecy, a jedną ręką trzymałam miotłę. Za to drugą ręką taszczyłam ten mój wielki kufer z dwiema klatkami. Nie wiem po jaką cholerę szłyśmy na Pokątną skoro na dworzec szło się w inną stronę no ale Lily się uparła pod pretekstem trzymania się jak najdalej mugoli którzy gapili się na nas z tymi kuframi i  zwierzakami. Według mnie to jest normalne dla nas czarodziejów. Niezależnie kiedy tam pójdziemy nadal będą się na nas gapić.
Szłam z trudem patrząc przed siebie zamiast rozglądać się na boki i zachwycać się tym wszystkim co było na wystawach sklepów. Bardzo rzadko zdarza się aby ciężkość mojego portfela nie zmieniła się po wizycie na Ulicy Pokątnej. Wszystko za bardzo kusiło.
Gdy minęłyśmy właśnie księgarnię ukazał nam się wtedy Nick. Nie wiem czemu ale jakoś nie przepadałam za nim ale starałam się tego nie okazywać. Nie chciałam spin. Czyli na obecną chwilę ujdzie.
Jak Lily go zobaczyła to wyrwała z miejsca i pobiegła do chłopaka.
- Siemaaa Messer! - wrzasnęła Ruda chyba na całą Ulicę Pokątną.
- O! Hej Evans - powiedział z uśmiechem chłopak na widok lecącej do niej z rozwianymi włosami Lilki. Przytulił ją do siebie na powitanie.
Kiedyś uważałam, że tworzyliby świetną parę. A teraz... podtrzymuję.
Dowlokłam się do nich z moim mega bagażem, w miarę spokojną sową i wiercącym się nieustannie kotem.
- Cześć Nick. Jak tam wakacje? - zapytałam go.
W tym czasie zaczęliśmy powoli iść w stronę dworca. Nick był tak dobry, że wziął nasze miotły, bo jego bagaż nie był tak wielki i napchany jak nasze.
- Nieźle, a u was? - zapytał. W sumie to było trochę dziwne, bo pisał cały czas z Lily, a że ja prawie całe wakacje spędziłam właśnie z nią... No ale dobra. Nieważne. Może zapomniał. Może ma  parkinsona. Chociaż zaraz... nie parkinson. Alzheimer. Ooo.. Właśnie tak.
- Też dobrze - powiedziała Ruda przerywając mój wewnętrzny monolog.
- Udało nam się raz zagrać w jednej mugolskiej kawiarni! - powiedziałam z wielkim zacieszem. Musiałam się pochwalić. W końcu to kolejny krok do naszej mega wielkiej kariery gwiazd rocka.
- Serio? - zapytał chłopak. Aha. Czyli akurat o tym go Lily nie poinformowała.
- Taa. Było na prawdę super. Wiesz, jednego dnia ćwiczyłyśmy sobie z Danem w moim garażu, a następnego gramy najprawdziwszy koncert. - wykrzyknęła Ruda szczerząc się na maksa.
Dan jest ślizgonem i za razem perkusistą naszego zespołu Dark Glory. Ja i Lily grałyśmy na gitarkach i dawałyśmy wokal. Mimo iż zespół powstał nie dawno mamy na koncie już kilka własnych piosenek. Wcześniej śpiewałyśmy piosenki z cudzych repertuarów lecz teraz mamy własne z czego jesteśmy bardzo dumni. W sumie to dzięki Danowi udało nam się zagrać ten koncert gdyż to dzięki koledze jego taty mogliśmy dać mały koncert w jego nowej kawiarni.
- Gratuluję. - Nick ucieszył się.
- Szkoda, że Cię tam nie było. - odezwałam się.
- Tak, musisz koniecznie przyjść kiedy następnym razem będziemy grać. - wtrąciła się Lily.
- No, to opowiedzcie coś więcej.
Uznałam, że zacznę...
- Chyba na tydzień prze koncertem ćwiczyliśmy codziennie po pięć, a w porywach i sześć godzin. - rozpoczęłam nasze opowiadanie.
- Czasem nawet skóra schodziła mi z palców od grania na gitarze. -  kontynuowała kuzynka skarżąc się.
- O tak, do tego gardła ns bolały. - zamyśliłam się. - Nie wiem ile paczek Cholineksu pochłonęłyśmy w tym czasie.
- Potem przygotowałyśmy listę utworów. Stwierdziłyśmy,że zagramy kilka znanych i kilka własnych. - ciągnęła Lily.
- Reklama musi być! - uśmiechnęłam się.
- No i zastanawiałyśmy się nad ubraniami. Czy mają być jakieś specjalne, czy może zszargane jak przystało na dzieciaki grające w garażu, a może coś pomiędzy.
- W końcu i tak poszłyśmy ubrane zwyczajne, ale stwierdziłyśmy, że szpan się nie zgadza więc włożyłyśmy jeszcze nasze czarne skóry.
Rozmarzyłam się. Moja kochana czarna skóra.
- Mimo, że koncert był wieczorem i było ciepło, bo to w końcu lato i tak w nich grałyśmy. W pewnym momencie myślałam, że się roztopię.
- Ale mimo to nie zdjęłaś kurtki. - zaśmiałam się.
- A jak! No i w sumie to wszystko tak szybko zleciało! Pamiętam tylko, że na początku koncertu modliłam się tylko, by nie pomylić słów piosenek i akordów. Jeszcze by nas obrzucili zgniłymi warzywami. Nie mogłam narażać kurtki na zetknięcie z takim paskudztwem. Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem. Publiczność była niesamowita. Nawet bili nam na koniec brawa! - powiedziała wciąż zachwycona Lilka.
Mimo, że to był mały występ w lokalu z 25 widzami my odczuwałyśmy jakby to był koncert na skalę światową nie z 25 widzami lecz z 25 tysiącami widzów.
- Dostałyśmy też owacje na stojąco. Ciekawe jak to by było być sławnymi. Wtedy to dopiero byłoby mega. - przymknęłam na chwilę oczy wyobrażając siebie w blasku fleszy i uśmiechnęłam się.
- To byłby odjazd - z entuzjazmem potwierdziła Ruda.
- Zobaczysz Lil, jeszcze kiedyś zagramy koncert przed tysiącami naszych fanów.
- W wielkiej hali z nagłośnieniem, po którym głowy będą nas boleć przez tydzień!
- I będą skandować nazwę naszego zespołu! - dodałam.
- I będzie można to usłyszeć w promieniu dziesięciu kilometrów! - dorzuciła jeszcze moja kuzynka, a chwilę potem dopowiedziała wzdychając z rozmarzeniem - już nie mogę się doczekać, aż będziemy sławne.
- A będziecie? - spytał z przekąsem Nick.
Masz minusa Masser. Jak mógł pomyśleć, że nasz zespół nie odniesie sukcesu? Hańba! Tak przecież nie wolno. Oczywistością jest to, że kiedyś będziemy mega sławne. Pewnie nam zazdrości.
- Oczywiście, że tak. - stwierdził Rudzielec - A ty będziesz się chwalił, że kumplowałeś się z nami za szkolnych czasów.
- No nie wiem. - powiedział z uniesioną brwią i spojrzał na Lilkę - Nie jestem pewien czy sława nie uderzy wam do głowy.
- Do tego mój podpis, który złożyłam na twoim starym plecaku będzie wiele wart Lepiej zatroszcz się, by marker się nie sprał - ciągnęła Lily zostawiając bez komentarza to co powiedział Nick.
- Wspomnisz te słowa - dopowiedziałam
- Jest jeszcze ta ciemna strona sławy - zaczął znów Nick - Będą za wami latać paparazzi i nie dadzą wam żyć.
Ja osobiście to mogę się poświęcić - pomyślałam
- Jakoś damy radę. - zakończyła Lilka uśmiechając się.
Właśnie stanęliśmy na peronie przed ścianą między peronami 9 a 10. Zawsze mnie dziwiło, że ludzie nie zauważają nas czarodziejów ciągnących ze sobą wielkie kufry z wariującymi zwierzakami i chwilę później znikającymi w ścianie. Jestem ciekawa czy gdyby jednak jakiś mugol to zobaczył to czy później próbowałby też przejść i czy by mu się to udało.
Rozpędziłam się i przebiegłam przez barierkę, która ustąpiła i przepuściła mnie na nasz magiczny peron 9 i 3/4. Czekał tam już na nas nasz pociąg. Wielka czarna lokomotywa z napisem "Hogwart Express" miała około 20 wagonów jak nie więcej. Nie widziałam końca. Powoli nasz pociąg się zapełniał. Próbowałam razem z Lily zobaczyć kogoś znajomego ale to było bardzo trudne w tym tłumie. Taki tłum chciałabym widzieć pod sceną na naszym koncercie. Musiałyśmy się nieźle przepychać aby dopchać się w końcu do wagonu. Tutaj w sumie też trochę było zamieszania ale nie aż tak dużego jak na zewnątrz. Zaczęłyśmy szukać jakiegoś wolnego przedziału lecz jakoś nam to nie szło. Nagle przed nami pojawiła się Maki. Nikt nie wie jak, nikt nie wie skąd.
- Dzień dobry - przywitała się z nami.
- Maki! - pisnęłyśmy radośnie i rzuciłyśmy się na Hunckę. Wyściskałyśmy naszą dawno niewidzianą przyjaciółką.
- Cześć - powiedział Nick. Nie miał szans aby się przecisnąć do Maki, ponieważ nadal trzymałyśmy ją w objęciach.
- Dziewczyny, blokujemy przejście - wydusiła ściśnięta przez nas Makrela.
Puściłyśmy ją i wbiliśmy do przedziału. Dzięki czarom był on powiększony tak aby cała nasza wielka ekipa zmieściła się tutaj. Środek pomieszczenia był pusty a pod ścianami były poustawiana fotele. Już sobie wyobrażałam co będzie się działo na tym obecnie pustym kawałku przedziału. Mega melanż oczywiście. To będzie piękne.
- Tak więc cześć Makrelko, Dasty, Yumi, Hermi, Mionko, Shel, Ness i Roxy. - powiedziała szybko i na jednym wydechu Ruda. Wszystkie dziewczyny zgodnie odpowiedziały "cześć". Ja osobiście uraczyłam je jedynie wielkim szczerzem mentalnie podczepiając się do przywitania Lilki. Dziewczyny wymienione przez kuzynkę i oczywiście my same nazywałyśmy się Huncwotkami i z jakiejś racji byłyśmy dość popularne w szkole. Zapewne chodzi o to, że uwielbiamy imprezować a nasze akcje przechodzą do historii. Męczymy także trochę nauczycieli którzy nam nie przypasowali. Nasze charaktery także różniły się od przeciętnych uczniów Hogwartu. Huncki pomogły nam wtargać bagaże i wsadzić na półki.
- Gdzie reszta? - zapytał Nick z lekką dezorientacją.
- Chester, Sebastian i Lucas pewnie zaraza wrócą, bo poszli się przejść po przedziałach, a reszty nie widziałam. - powiedział Śledzik.
Gdy mój bagaż został bezpiecznie ułożony na półce, opadłam na jeden z foteli.
Spojrzałam na Hermi wyglądającą przez okno. Dopiero jak się odezwała okazało się, że rozmawia z kimś.
- Tak, mamo, na pewno wszystko spakowałam. Tak, szczoteczkę do zębów też. - mówiła z irytacją Huncwotka.
- A buty zimowe? - usłyszałam głos zza okna.
- Mhm - odpowiedziała dziewczyna tonem mówiącym "Cholera! Zabrałam wszystko i odczep się kobieto, bo mi przypał robisz".
- Widzę, że nie tylko u nas były problemy z pakowaniem - szepnęła do mnie Lily.
- Przynajmniej nas nikt z tego powodu nie męczy.
Współczułam Hermi. Też miałam doczynienie  z nadopiekuńczą mamą ale to było gdy jechałam pierwszy raz do Hogwartu i wtedy bardzo możliwe, że mogłam czegoś zapomnieć.
Nagle w wejściu pojawiła się dziewczyna. Nie była specjalnie wysoka ani niska, po prostu średniego wzrostu krukonka o zielonych oczach i twarzy całej w piegach. Jej włosy miały miodową barwę. Ogólnie to źle nie wyglądała.
- Megan! - zawołał uradowany Roxiak - Już myślałam, że się spóźnisz.
- Ale jak widać nie jestem ostatnia - powiedziała Megan uśmiechając się.
- O dziwo, zjawiłaś się przed Rafem, Page, Amy i bliźniakami - stwierdziła Mionka.
- Nieźle - powiedziała spoglądając na jej zegarek który wisiał na łańcuszku na jej szyi. - W takim razie mają jeszcze calutkie trzy minuty.
- Trzy minuty do czego? - zapytał Rafe, który właśnie wleciał do przedziału. Jego wygląd można było opisać dwoma słowami. Totalny nieład. Włosy rozczochrane, koszula źle zapięta. No ale w końcu to Rafe.
- Do odjazdu pociągu, Rafe. Znowu zaspałeś? - zapytała Lily zmieniając ton mówiąc "znowu". Wszyscy pamiętają jak rok temu prawie spóźnił się na pociąg, bo budzik mu się zepsuł.
Chłopak zaczął gwizdać i wpatrywać się w sufit jakby było tam coś ciekawego.
- A więc? - Lily nie chciała odpuścić.
- Tym razem zabrakło paliwa w samochodzie - zaczął a co Ruda ledwo powstrzymała parsknięcie i pokręciła z politowaniem głową.
W tej chwili wyłączyłam się z ich rozmowy i przesiadłam się na fotel naprzeciw do Ness.
- Co tam chowasz? - zapytałam szczerząc się do Tuńczyka, który grzebał się w swojej torbie.
Dziewczyna spojrzała na mnie i wyszczerzyła się. Coś w jej tym mega uśmiechu mi nie pasowało.
- Ness. Mam nadzieję, że to nie są słoiki! - powiedziałam odsuwając się od niej przez co wpadłam na Yumi, która zawzięcie opowiadającą coś dla Śledzika.
Nessie miała zwyczaj rzucania we mnie słoikami. Już nie raz dostałam z zaskoczenia słoikiem po karku. Plusem było to, że te słoiki których używał Tuńczyk nie były jakoś specjalnie twarde. Nawet siniaków nie miałam po nich ale to nie znaczyło, że mi się to podoba.
Odetchnęłam z ulgą gdy z torby dziewczyna wyjęła aparat zamiast słoika. Ness uwielbiała robić zdjęcia i dokumentować nasze przygody, imprezy i zwykłe spotkania.
- Smile - powiedziała przeciągając ostatnią literę.
Wyszczerzyłam się do aparatu a nasz zapalony fotograf strzelił mi fotkę. Oczywiście musiała mi od razu pokazać zdjęcie. Gdy je zobaczyłam zaczęłam się śmiać. Ujrzałam siebie szczerzącą się jak idiotka, a za mną Yumi robiącą mi rogi z palców i Dast pokazującą język, a w tle było widać śmiejącą się Lily.
Nagle pociąg ruszył, a Makrelka prawie się wywróciła.
- Ejejej, coś mi tu nie gra. Brakuje kogoś - powiedziała Ness chowając aparat do torby.
- Może są w pociągu, ale nie znaleźli naszego przedziału - odezwała się Shel.
- Pójdę ich poszukać i przy okazji przywitać się ze wszystkimi - zasugerowała Megan i wyszła.
Teraz wszyscy zaczęli wkładać bagaże na półki jakby nie mogli zrobić tego gdy pociąg jeszcze stał, a teraz zrobili małe zamieszanie. Mój bagaż był już załatwiony wcześniej więc wyjęłam zamówienie którego z rana nie dokończyłam pisać. Gdy skończyłam przywiązałam liścik do nóżki sowy i wypuściłam ją przez okno.
Tuńczyk i Fląderka spojrzały na mnie pytająco.
- To zamówienie na alkohol. Zapewne za tydzień już go nie będzie ale uznałam, że dobrze by było zamówić.
Odwróciłam się od nich i zamknęłam okno przez które przed chwilą wyleciała moja sówka.
- Uważaj! - krzyknęła Maki.
Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam Mionkę i Dorsza trzymające bagaż nad głową Roxiaka. Gdyby nie dziewczyny Łosoś byłby teraz spłaszczony. Dziewczyna ewakuowała się z zagrożonego terenu i też przytrzymała kufer. Wszyscy rzucili się na pomoc. Wciągnęliśmy bagaż na miejsce upewniając się dziesięć razy czy sytuacja się nie powtórzy. Mimo iż to było potwierdzone to i tak nikt nie miał zamiaru tam usiąść.
Ja z Daśkiem jeszcze sprawdziłyśmy resztę bagaży czy nie grożą spadnięciem na nasze głowy.
Niedługo potem do przedziału wmaszerowała Meg z resztą naszych znajomych. Rozpoczęło się ponownie witanie wszystkich. Pierwszy za nią wszedł Chester Prescott!. Jest to chudy chłopak z piwnymi oczami i jasną czupryną. Mimo iż miał lekkie problemy z cerą nie mógł się odpędzić od dziewczyn. Zazwyczaj umawiał się z jedną dziewczyną a tydzień lub dwa a potem ją rzucał dla innej. Nie wiem czy oni się zmówili czy co ale podobnie jak Rafe miał koszulę jednak nie czarno białą a niebiesko białą. I w przeciwieństwie do Winchestera była ona poprawnie zapięta.
Następnie w drzwiach pojawił się Lucas Savana wraz z Sebastianem Blackiem śmiejąc się i przepychając starając się aby wejść do przedziału przed drugim.
Lucas to wysoki chłopak, a przynajmniej wyższy od wszystkich chłopaków z paczki. Dołeczki w policzkach, czekoladowe oczy i artystyczny ciemny nieład na głowie - cały Lucas. Był opalony. Nie jakoś tam specjalnie mocno lecz na ładny lekki kolor. Wyglądał młodo i świeżo. Obecnie był lekko zarumieniony przez te przepychanki z Blackiem.
 Wyściskałam nowo przybyłych ciesząc się, że znów jesteśmy wszyscy w komplecie. Lucas z Chesterem przepchali się do Rafe'a i wdali się w dyskusję zapewne o wakacjach. Sebastian przysiadł się do Dasty. Kto by pomyślał, że są rodziną a co dopiero bliźniakami. Oczywiście bliźniakami dwujajowymi, bo żadne z nich nie było podobne do drugiego. Były tu także puchonki Allie i Page, które dopiero odnajdywały się w naszym towarzystwie. Nie tak dawno do nas dołączyły. One jednak nie były Huncwotkami. Zwyczajnie się w miarę lubiłyśmy chociaż według mnie były trochę za ciche jak na nas. Nie mogło u nas także zabraknąć bliźniaków Werley. Bryan i Wayne to dwa istne wulkany energii. Z nimi nie można było się nudzić. Ich pomysły mnie rozbrajały.
- No, skoro wszyscy już jesteśmy to czas zacząć pierwszą w tym semestrze imprezę - wykrzyknęła uradowana Yumi wyjmując grzybki halucynki ze swojej walizki i patrząc się na nie jakby już zdążyła coś wziąć.
Wszyscy zgodnie zawtórowaliśmy Śledzikowi. Fląderka rzuciła zaklęcie wyciszające i mogliśmy zacząć imprezę. Nagle w koło rozbrzmiały piosenki My Chemical Romance. Nie wiem kto je puścił ale byłam wdzięczna, że piosenką rozpoczynającą ten rok szkolny była piosenka z repertuaru MCR. Zasłony zostały zaciągnięte i zrobiło się dużo ciemniej. Wszyscy zaczęli wariować. Ja zabrałam komuś czystą. Nie wiem komu bo jeszcze moje oczy niezbyt się przyzwyczaiły do ciemności ale ta osoba jakoś specjalnie nie protestowała więc wskoczyłam na fotele i zaczęłam skakać co chwila biorąc kolejny łyk alkoholu. Po podłodze zaczęły się walać butelki puste i pełne.
- Ej, ludzie, opanujmy się trochę, przecież nie możemy być napici już w pierwszy dzień szkoły. - powiedziała Shel z przebłyskiem rozsądku.
Ja tam nie widziałam w tym nic złego ale większość przyznała rację a ja nie chciałam się kłócić. Uważam, że nauczyciele nie byliby zaskoczeni. Ku mojej uciesze niedługo potem wszyscy zapomnieli o tym co Shel mówiła... a nawet o tym kto to powiedział. Dołączył się do mnie Bryan i Hermi i we trójkę skakaliśmy jak pojebani po tych fotelach.

Po jakimś czasie gdy się trochę uspokoiliśmy wszyscy poopowiadali co porabiali na wakacjach. Niektórzy wyjeżdżali a inni siedzieli w domu ale oczywiście każdy chociaż raz na tydzień był na jakiejś imprezie.
- Co powiedzie na butelkę? - zapytała w końcu Lily i wyjęła z walizki Ognistą.
Czyli przechodzimy do podstaw imprezy - pomyślałam. Impreza nie jest imprezą gdy nie ma gry w butelkę.
- Nie kręcę! - powiedział Wayne. Oczywiście nikt nie chciał kręcić pierwszy jednak po umiejscowieniu się na podłodze zmusiliśmy Dasty aby rozpoczęła zabawę. Śledzik spróbował zakręcić jednak butelka była pełna. Wszyscy spojrzeli po sobie i rzucili się na butelkę. Ja osobiście się wycofałam i wygrzebałam z torby Rudzielca butelkę z czystą. Dziewczyna to zobaczyła i zmroziła mnie wzrokiem na co ja wyszczerzyłam się do niej. Wiedziałam jednak, że będzie próbowała się zemścić. W sumie nie przeszkadzało mi to. Może będzie zabawnie.
W końcu butelka była pusta lecz nie widziałam kto ją opróżnił. Dasiek zakręciła i butelka tym razem bez oporów zaczęła się kręcić. Gdy się zatrzymała wskazała na Allie. Ku naszej uciesze wybrała wyzwanie. Każdy rzucał pomysłami co takiego mogłaby zrobić dziewczyna. W końcu jednak kazaliśmy jej turlać się po podłodze i krzyczeć "Jestem sprzątaczką!". Allie jakoś się tym nie przejęła i bez żadnego stawiania oporu wykonała zadanie. Szczerze wątpię aby wiedziała, że robimy jej zdjęcia. Szczególnie Ness się tu dużo udzielała ze swoim szpanerskim aparatem. Niezły szantaż może potem być. Allie w końcu przestała rzucać się po podłodze i usiadła. Tym razem padło na Bryana. Na początek nie chciał ryzykować i wybrał pytanie.
- Wolałbyś zlizać sos czosnkowy z brudnej stopy włóczęgi czy chodzić przez tydzień po szkole w samych kalesonach?
Wszyscy się roześmiali. Nawet Bryan chociaż to on będzie musiał wybrać.
- Tak bardzo chcesz zobaczyć mnie bez koszulki? - zapytał z rozbawieniem. Biedna Allie zrobiła się czerwona jak burak i zaczęła się tłumaczyć.
- Nie! Po prostu pytam co byś wolał. - protestowała.
- Nie odpowiem na to pytanie - powiedział chłopak ale przestał się śmiać widząc, że Allie jest zażenowana.
- No dawaj, stary! - powiedział Lucas.
- Nie ma mowy.
Wszyscy zaprotestowaliśmy chórem. W końcu sam wybrał. Mógł wybrać zadanie a to że wolał pytanie to już nas nie obchodziło. Próbowaliśmy go namówić lecz nic z tego. W końcu odpuściliśmy a Bryan zakręcił. Wypadło na Pangę. Bez żadnego zawahania wybrała wyzwanie. Zwykle większość z nas wybierała wyzwanie ale czasami też to zależało od humoru. Bryan myślał i myślał aż w końcu wymyślił zadanie dla Lily. Kazał jej zatańczyć do mugolskiej piosenki i w sumie dość dobrze nam znanej "Asereje".
- Serio? - zapytała a my ochoczo pokiwaliśmy głowami czekając na jej występ.
- Tak - powiedział Rafe szczerząc się niemiłosiernie.
- No dobra - zgodziła się i wstała. Wybrała piosenkę w odtwarzaczu, mruknęła coś pod nosem lecz nie usłyszałam co i włączyła piosenkę. Wyciągnęła też Mionę i Ness i kazała mi tańczyć razem z nią. To było trochę niesprawiedliwe, bo to było zadanie Lily no ale skoro się zgodziły robić z siebie idiotki razem z Rudzielcem to ok. Dziewczyna dopiła ognistą i zaczęła tańczyć a raczej wymachiwać czym się dało jakby brała udział w Harlem Shake. Fląderka i Tuńczyk robiły to samo i razem z Lil także śpiewały. Widać było lekkie zażenowanie na ich twarzach a ja miałam z tego jakąś niepojętą radość. Zbliżał się refren i miałam zamiar w tym czasie wyskoczyć i zacząć tańczyć razem z nimi. Rozbrzmiał refren i zauważyłam, że wszyscy wpadli na ten sam pomysł bo wspólnie wstaliśmy i zaczęliśmy odwalać taniec z teledysku. Tak bardzo nam się spodobało tańczenie, że przetańczyliśmy także kolejne piosenki w tym Makarenę którą wprost uwielbiałam tańczyć. Wszyscy zapomnieli, że byliśmy w trakcie grania w butelkę ale w sumie to nikomu nie przeszkadzało. Nagle zaczęła lecieć piosenka "What the fox say". Zaśmiałam się i razem z Waynem, Bryanem, Yumi, Maki, Rafem i Lucasem zaczęliśmy śpiewać i tańczyć. Ness znów złapał szał robienia zdjęć. Już się boję tego gdy je zobaczę. Dopiłam resztki już chyba trzeciej czystej i w końcu opadłam na siedzenie cała zgrzana i rozluźniona. Nogi mnie już trochę bolały i zachciało mi się spać. Lily otworzyła okno i zrobiło się przyjemnie chłodno w przedziale.
- Gdzie jest Shel? - zapytałam.
- Poszła do chłopaka - odpowiedziała Rox - Mówiła, że spotkamy się na uczcie.
Cieszyłam się, że Sheli kogoś ma i jest szczęśliwa, ale niech tylko ten jej chłopak ją zrani to dostanie taki łomot, że się nie podniesie.
Nagle ktoś wrzasnął i podniosłam się wystraszona. Okazało się, że przysnęłam i spałam na ramieniu Sebastiana.
- Wybacz - powiedziałam podnosząc głowię i ciesząc się w duchu, że nie zaśliniłam mu ręki.
- Żaden problem. Służę ramieniem. - odpowiedział Sebastian uśmiechając się przyjaźnie. Odpowiedziałam mu uśmiechem i rozejrzałam się. Zobaczyłam trochę wkurzonego Rudzielca i bliźniaków przybijających sobie piątkę.
Nie wiem czemu ale wszyscy zaczęli wbijać sobie nawzajem palce w żebra. Ktoś odważył się dźgnąć mnie. O niee.. Tak być nie będzie. Wszyscy którzy nawinęli mi się pod rękę dostawali palcem w żebra. Miałam już namierzone żebra Nicka ale w tej chwili usłyszeliśmy z korytarza dobrze znany nam tekst.
- Kawa, herbata, napoje! - zawołała miła starsza pani która rozwoziła wyśmienite czarodziejskie słodkości i przekąski.
Rzuciliśmy się wszyscy na ten śmietnik na środku przedziału i upchnęliśmy pod siedzenia. Wyjęliśmy pieniądze i podeszliśmy do wyjścia na korytarz. Prawie mnie tam przydusili. Pchali się jakby mama ich nie karmiła a teraz mieli szansę się nawpierdalać.
- Chcecie coś z bufetu, kochani? - zapytała nas Bufetowa z promiennym uśmiechem. No oczywiście, że chcieliśmy. Co za niemądre pytanie.
- Poproszę sok dyniowy i musy-świrusy - powiedziała Meg i podała kobiecie monety odbierając swoje zamówienie.
- A dla mnie cukrowe pióra - powiedział Chester wymachując nad nami pieniędzmi wyciągając je do Bufetowej.
- Ja też chcę! - zawołał Lucas przepychając się. Był tak zajęty przepychaniem się do jedzenia, że nie zauważył, że zmiażdżył mi stopę.
- Spadaj! Teraz moja kolej! - powiedziała oburzona Maki.
- Jak już pani wyjmuje cukrowe pióra to może wyjąć kilka więcej. Nie chciałem jej fatygować - odpowiedział jej chłopak.
Maki już miała coś powiedzieć ale odezwała się Bufetowa.
- Spokojnie, dla wszystkich mam czas - łagodnie powiedziała aby uspokoić swoich klientów lecz było widać między nimi wrogość.
Widziałam jak Lily przecisnęła się wykorzystując chwilę nieuwagi Maki i Lucasa i kupiła co chciała. Uznałam, że pójdę za jej przykładem i udało się. Kupiłam musy-świrusy, Fasolki Wszystkich Smaków i ciastko budyniowe i wycofałam się do przedziału. Fasolki i musy-świrusy schowałam do torby a ciastko miałam zamiar pożreć teraz.
Zobaczyłam, że Lucas wraca cały zawalony zakupami. Spojrzał na mnie a ja podniosłam pytająco brew.
- Najpierw masa potem masa - powiedział z uśmiechem trzymając w zębach pudełko z czekoladową żabą która nie znalazła już miejsca w jego rękach. Pokręciłam głową śmiejąc się. A niech później nie narzeka, że go brzuch boli. Zjadłam ze smakiem moje ciastko budyniowe, a mój żołądek był zadowolony.
- Idiota! - rzuciła Yumi i spojrzałam w stronę drzwi przy których stała. Udało mi się zobaczyć jedynie znikającą końcówkę puszystego ogona.
- Pomogę ci go złapać - zaoferowała Lily a ja i Dasty się dołączyłyśmy aby znaleźć kota Omre. Gdy wyszłyśmy z przedziału uderzyła w nas ta jasność. Zmrużyłam oczy. Nic dziwnego gdy siedziało się tyle godzin w ciemnym przedziale. Gdy w końcu przyzwyczaiłyśmy się do światła rozdzieliłyśmy się. Ja poszłam z Yumi, a Dasiek z Lilką.
- Co za durny kot. Nie dość, że dajesz mu żreć, głaszczesz go, myjesz, pozwalasz spać w swoim łóżku to jeszcze głupi zwierzak ucieka jakby mu źle było - zaczęła się nakręcać Yumi. - Jeszcze teraz szukać trzeba sierściucha, bo miał taki kaprys aby sobie gdzieś powędrować.
- Spokojnie Karpiku. - próbowałam ją jakoś uspokoić i zajrzałam do jednego z przedziałów w którym siedzieli drugoklasiści.
- Emm.. siemanko. Czy nie widzieliście tutaj takiego dużego kota? - zapytałam. Oni tylko spojrzeli na mnie z mieszaniną zaskoczenia i strachu. Rozejrzałam się po przedziale i znów po nich. - aha. Dzięki za info - powiedziałam sarkastycznie i wyszłam.
- I jak? - zapytała Yumi.
- Bardzo rozmowni młodzi ludzie. - powiedziałam i poszłam dalej.
Spojrzała na mnie zdziwiona ale o nic nie pytała.
Zajrzałyśmy do kolejnego przedziału.
- Siema widzieliście może... - urwałam widząc do jakiego przedziału trafiłyśmy. Siedziało tu stado ślizgonek. Spojrzały na mnie z dziwnymi minami. Już miałam zamykać drzwi gdy jedna z nich się odezwała.
- Ojej. Dziewczynki się zgubiły - powiedziała przesłodzonym głosem i wydęła dolną wargę na co reszta jej ekipy zarechotała. Spojrzałam na nie z obrzydzeniem. - Czego tu przylazłyście wielce sławne - prychnęła patrząc na nas z pogardą.
- No i czego się od razu prujesz? - rzuciła Yumi.
- Nie wtrącaj się smarkulo. - warknęła do Karpika.
- Jak mnie nazwałaś? - powiedziała wkurzona dziewczyna wchodząc do przedziału. Powstrzymałam ją od kolejnego kroku.
- S-M-A-R-K-U-L-A! - powtórzyła i zaśmiała się.
- Ja pierdole weź się ogarnij a nie się rzucasz o razu. - odezwałam się też już wkurzona.
- Bo co mi zrobisz?
- Mów tak dalej to się przekonasz - zagroziłam i tym razem to Yumi musiała mnie powstrzymać.
W tym momencie spod siedzeń wybiegł Omre i skoczył w ramiona właścicielki. Spojrzałyśmy zdziwione na kota, który zaczął prychać na ślizgonki, a one wyszczerzyły się dając nam do zrozumienia, że zabrały sobie od tak kota Yumi.
- Zabrałyście mojego kota? - powiedziała oburzona dziewczyna.
- Łaził po korytarzu to go sobie wzięłyśmy. - odezwała się jakaś gruba ślizgonka z czołem jak lotnisko.
Tego już było za wiele dla Karpika. Rzuciła się w ich stronę lecz odciągnęłam ją od nich i wyprowadziłam ją z przedziału starającą się mi wyrwać. Zamknęłam wejście do ich przedziału. Usłyszałam stłumiony śmiech.
 Zaczęłyśmy iść w stronę z której przyszłyśmy. Zauważyłam Jareda byłego chłopaka Rudzielca który znikał właśnie w jednym z przedziałów. Był jakiś dziwny. Chwilę potem zobaczyłyśmy Das i Lily.
- Suki - mruknęłam.
- Gówniary - powiedziała w tym samym momencie Yumiśka.
- Ślizgonki - podsumowała Panga.
- O co im chodziło? - zapytał Dasiek.
- A cholera wie. - powiedziałam wzruszając ramionami już trochę uspokojona. - Pluły się o coś i nawet nie wiadomo czemu.
- Po prostu szukają zaczepki. Uwielbiają się kłócić. - zakończyła temat Lily, a Dasiek zaczął nowy.
- Za to Ruda spotkała swojego eks.
- Widziałyśmy go jak wychodził. Wyglądał jakoś tak dziwnie - powiedziałam i spojrzałam na Lilkę. Pewnie niezbyt jej się uśmiechało to spotkanie. Ciekawe co tam zaszło.
- Pewnie sobie pogadaliście jak najlepsi przyjaciele, co? - zapytała Yumi.
- A weź. - Ruda machnęła ręką. - Masakra.
Uznałam, że potem ją wypytam.
Wróciłyśmy do przedziału. Usiadłam na wolne miejsce naprzeciw chłopaków.
- Aż do dormitorium cię nie wypuszczę - usłyszałam szept Yumi.
Poczułam coś na mojej ręce, a potem na nodze.
- Co jest? - zapytałam zdezorientowana i rozejrzałam się aż w końcu mój wzrok padł na chłopaków siedzących przede mną czyli Lucas, Chester, Rafe i bliźniacy. Szczerzyli tak bardzo, że było wiadomo, że to ich sprawka. Rzucali w nas żelkami.
- Nieee! - krzyknęła Lily. - Nie wolno marnować żelków!
- Pięciu na dwie? Co to za sprawiedliwość - także wypowiedziałam się na ten temat.
W odpowiedzi ponownie zasypali nas gradem żelków.
- O nie! Tak nie będzie! - powiedział Rudzielec i uzbroił się w paczkę paluszków. Usiadła obok mnie i zaczęłyśmy łamać paluszki  i rzucać w chłopaków. To była wojna. Żadna strona nie miała zamiaru odpuścić. Co z tego, że większość lądowała na podłodze albo na ścianie a nie tam gdzie celowaliśmy. Ważne było, że się nie poddawałyśmy i walczyłyśmy zawzięcie. W jednej chwili zamiast rzucać w siebie to zaczęliśmy celować tak aby jedzenie wpadło do buzi osobie naprzeciw. Rafe nagle wstał i zaczął iść w naszą stronę. Nie wiedziałyśmy jakie ma zamiary. Chłopak brutalnie wyrwał nam paluszki i wtarł okruszki we włosy Rudej. Lily wybuchła i zaczęła gonić go po całym przedziale wydzierając się. W końcu udało jej się chlusnąć na niego sok dyniowy. Dziewczyna uśmiechnęła się zadowolona.
Niedługo mieliśmy już wysiadać więc przebraliśmy się w szaty i zaczęliśmy trochę ogarniać przedział aby nie zostawić chlewu.
- Hej, czekajcie! - zawołałam trzymając czystą - Zanim wysiądziemy trzeba dopić co zostało. - spojrzałam na Huncki i one od razu wiedziały co teraz nastąpi - Bo żadna kurwa coca-cola...
-... nie zastąpi nam jabola! - wykrzyknęłyśmy wszystkie, stuknęłyśmy się butelkami i każda dopiła to co miała.
Reszta osób spojrzała na nas zdezorientowana.
- To nasz okrzyk przewodni - powiedział Dorsz.
- Główne hasło każdej imprezy - dodała Das.
- Huncwotowe motto - uzupełniła Mionka.
Wysiedliśmy z pociągu roześmiani i ruszyliśmy w stronę powozów zawożących uczniów do Hogwartu. Zobaczyłam Hagrida zbierającego pierwszoroczniaków. Gdy mnie ujrzał pomachał do mnie wielką dłonią i uśmiechnął się. Odmachałam mu i ruszyłam za resztą. Hogwart był teraz pięknie oświetlony. Dopiero teraz sobie uświadomiłam jak bardzo tęskniłam za tym miejscem. To nie była tylko szkoła. To był też nasz dom. Minęła mnie Dasty i Nick podtrzymujący Sebastiana który chyba troszeczkę przedobrzył.
Zaśmiałam się a sama chwilę potem prawie upadłam gdy zaczepiłam się o korzeń. Gdyby nie Lucas to bym miała pięknie rozwalony nos, a gdybym była na ostrej fazie to nawet bym się z tego śmiała. Nie mogłam się doczekać tego roku. Zapowiadał się wyśmienicie.

10 komentarzy:

  1. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaw <3 jeszcze raz dziękuję za dedykację ;** warto było czekać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja się cieszę gdy piszecie, że warto było czekać. Wtedy mam mniejsze wyrzuty sumienia :P I nmzc <3

      Usuń
  2. KTO MA CHŁOPAKA?
    http://pics.tinypic.pl/i/00464/412mac27nxdf.png
    <3 dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam już ten rozdział na pamięć, haha. Bardzo mi się podoba, jest superzabawny i wkurzam się że fajniejszy od mojego. Tylko te błędy... XD Karpiku, świetny komentarz, teraz wszyscy sprawdzają co znaczy to słowo na p XD PS. To teraz kolejne miechy czekania na rozdział DRUGI ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Lily ty widziałaś w jakim ja wczoraj stanie pisałam ten rozdział. xd Ale i tak poprawiłam większość błędów (prawie śpiąc) więc się nie czepiaj :P I wcale mój rozdział nie jest fajniejszy od twojego.
    Pff.. No i dobrze, że za kilka miesięcy xd Wasza ciekawość będzie narastać. hehehe. A z resztą Ness napisała, że było warto czekać. O! xd

    OdpowiedzUsuń
  5. To się nazywa Musy-Świstusy, a nie ŚWIRUSY XD
    Przepraszam, ale mnie to rozbroiło <33
    Zgadzam się z tym, że warto było czekać *.*
    ale i tak cię zamierzam męczyć o następny, nie licz na taryfę ulgową XD
    "odezwała się jakaś gruba ślizgonka z czołem jak lotnisko." OMG,tak piękny hejt, że się wzruszyłam <3
    Świetne opisy, dowcipnie i wgl. zajebiście, a o błędy słowne już ci dupy nie zawracam. Czekam na następny! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże.. moje czytanie ze zrozumieniem. Ja zawsze byłam przekonana, że to Musy-Świrusy :c Moje dzieciństwo było kłamstwem ;-;

      Usuń
  6. hahaha ja wgl nie zauważyłam tego błędu i nie wiedziałam o co chodzi w komentarzu, dopiero jak przeczytałam po literce to zobaczyłam xd

    OdpowiedzUsuń
  7. Obłędne! Pozdrawiam: aldrazek
    aldrazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń