poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział II by Mary

 Tak! Tak! Nareszcie nowy rozdział. Jak zwykle soreczki, że tak późno. Wynikało to z mojego lenistwa oraz tego, że nie mogłam się skupić na pisaniu rozdziału bo po głowie latały mi ciągle pomysły do kolejnych rozdziałów. Wybaczcie moje błędy interpunkcyjne, styl (bo niektórym się nie podoba :c ) i że niektórych osób jest jak dotąd mało. No ale mam nadzieję, że rozdział się podoba i warto było czekać. No to więcej was nie zanudzam. Czytajcie! I pamiętajcie o komentarzach (wiadomość do pewnej W. która nigdy nie chce zostawić komentarza ;p) !!!


__________________________________________________________________________________

Siedzieliśmy w dużych, czarnych powozach wiozących nas z Hogsmeade do Hogwartu. Przypominały mi trochę karety z mugolskich bajek, chociaż te nasze były mroczniejsze, co mi osobiście się podobało. Nigdy nie lubiłam tych całych mugolskich bajeczek dla dzieci o księżniczkach. Mimo, iż powozy były wielkie i pojemne nie zmieściliśmy się do jednego. Ja i kilka innych poszkodowanych osób musieliśmy się przenieść do kolejnego. Gdy w końcu się zapakowaliśmy wyszło, że nadal jest nas za dużo lecz nikt nie chciał przenieść się do następnego powozu. W wyniku tej sytuacji siedziałam ściśnięta między Rafe'm a Bryanem. Ich masywne barki napierały na mnie przez co tkwiłam w dość dziwnej i niewygodnej pozycji. Ness siedząca naprzeciw patrzyła na mnie współczująco chociaż w duchu zapewne cieszyła się, że nie jest na moim miejscu.
Komu zostało jeszcze czystej to dopijali. Ja niestety całą butelkę osuszyłam w pociągu. Zadowolona Das sięgnęła po swoją końcówkę czystej lecz ubiegł ją Chess i z uśmiechem wypił do końca zawartość jej butelki.
- Co za menda! - wykrzyknął oburzony Śledzik i walnął Chestera w ramię.
- Mendown (mendałn) rom po po pom rom po po pom rom po po pooooom - zaczął nucić Bryan na co wszyscy wybuchli śmiechem, chociaż ja lekko zduszonym.
- Zaraz zwymiotuję - powiedział słabym głosem Sebastian.
- Nie było trzeba tyle pić - rzuciła Maki.
Wszyscy odruchowo odsunęli się od Blacka przez co zostałam jeszcze bardziej ściśnięta i powoli ledwo łapałam oddech nie wspominając o mówieniu.
Całe szczęście podróż nie trwała długo i po minucie a nawet nie całej wysypaliśmy się z powozu. W końcu mogłam swobodnie oddychać a i Sebastianowi lepiej się zrobiło gdy wyszedł na świeże powietrze.
Spojrzałam na wielki zamek. Z jego okien biło światło przez co wyglądał jakby pulsował blaskiem. Stary, dobry Hogwart. Te znajome mury uspokajały mnie i niezmiernie się cieszyłam, że spędzę tutaj kolejne dziesięć miesięcy i przeczuwam, że będą o niebo lepsze od poprzednich.
Gdy wszyscy już się ogarnęli ruszyliśmy do zamku. Weszliśmy do wielkiego holu. Tak bardzo znajome nam pomieszczenie było wypełnione kręcącymi się uczniami. Z każdej strony widziałam znajome twarze. Powoli wpływaliśmy z tłumem do Wielkiej Sali. Przystanęłam na chwilę i rozejrzałam się z uśmiechem. Nic się nie zmieniło nie licząc nowych dekoracji zawieszonych specjalnie na pierwszą ucztę w tym roku. Na górze pod gwieździstym, zaczarowanym sufitem lewitowały setki zapalonych świec.
Rozdzieliliśmy się i każdy ruszył do stołu swojego domu. Wraz z Hunckami oraz Chessem, Lucasem, Rafem i Sebastianem usiedliśmy przy trochę już zapełnionym stole Gryffindoru. Jak zwykle na końcu zostawiliśmy trochę miejsca dla nowych uczniów którzy niedługo staną się gryfonami.
Rozejrzałam się i zobaczyłam Page która obdarowywała jakiegoś chłopaka pocałunkami przy stole Ravenclawu. No, no, no. Nie pochwaliła się nam.
- Profesor Sprout chyba trochę schudła. - usłyszałam głos Ness.
- Nie wydaje mi się - powiedziała po chwili namysłu Shel.
Teraz usłyszałam kolejny głos.
- No co ty. Perfidnie widać, że trochę jej ubyło. - dołączył się do rozmowy Rafe.
- No dobra. Niech wam będzie - ucięła Sheli nie chcąc się spierać.
Spojrzałam w stronę stołu nauczycielskiego. Wielki półolbrzym Hagrid rzucał się w oczy energicznie machając do nas potężną ręką o centymetr od głowy profesor Trelawney. Wszyscy odmachaliśmy mu z uśmiechem.
W tym momencie drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się. Pierwsza szła profesor McGonagall a za nią dreptało około czterdziestu jedenastolatków. Rozglądali się na wszystkie strony z otwartymi buziami i szeptali między sobą zachwyceni a za razem przerażeni. Na samym końcu szedł mały sobowtór Rafe'a. Sam spojrzał się w naszą stronę, a my uśmiechnęliśmy się do niego lekko aby go w jakiś sposób wesprzeć. Chłopak kiwnął lekko głową i odwrócił się w stronę stołu nauczycielskiego do którego zmierzał z resztą pierwszorocznych.
Stado rozdygotanych dzieci stanęło przed profesor McGonagall obok której stał stołek a na nim leżała stara Tiara Przydziału. Gdy szew tiary się rozerwał nowi uczniowie aż krzyknęli.
Wszyscy jak zaczarowani słuchali najnowszej pieśni Tiary Przydziału. Jak zwykle była gadka o domach, czym się cechują itd. Gdy Tiara wspmniała o wrogości między niektórymi domami automatycznie gryfoni i ślizgoni spojrzeli na siebie gniewnie. Jedynie Chess pomachał z wielkim uśmiechem w tamtą stronę, a jakaś ślizgonka zachichotała. Trochę się zdziwiłam, ale nie wnikałam.
Gdy Tiara skończyła wszyscy zaczęli klaskać. Chwilę potem Dumbledore nas uciszył a następnie odezwała się profesor McGonagall.
- Za chwilę każdy z was nałoży na głowę Tiarę Przydziału - zwróciła się nauczycielka Transmutacji do pierwszoroczniaków - a ona wskaże do którego domu od tej chwili będziecie należeć.
Tłum jedenastolatków trząsł się jak galareta. W sumie nie dziwię się im. Każdy z nas się obawiał tego momentu gdy zostaniemy wyczytani i założymy tą magiczną starą tiarę na głowę.
McGonagall rozwinęła pergamin i wyczytała pierwsze nazwisko.
- Charlotte Adams
Jasnowłosa dziewczyna podeszła z obawą do stołeczka i usiadła na nim. Stojąca obok czarownica nałożyła jej tiarę na głowę, która opadła dziewczynce na oczy.
- Ravenclaw - wykrzyknęła tiara, aż mała Charlotte podskoczyła.
Przy stole krukonów wszyscy krzyknęli radośnie i przywitali nową uczennicę domu Roweny Ravenclaw. Dziewczyna ledwie usiadła przy stole, a tiara ponownie kogoś przydzieliła. Tym razem ciemnoskóry chłopak trafił do Slytherinu.
Kolejka powoli malała. Do Gryffindoru jak dotąd trafiło siedem osób. Na ich twarzach było widać ulgę, chociaż nie wiem czy przez to, że wreszcie miały to za sobą czy to, że trafiły właśnie do gryfonów.
- Sam Whistern - wyczytała profesor McGonagall.
Zobaczyliśmy jak mały brat Rafe'a powoli podchodzi do tiary. Zdenerwowany usiadł na stołku. Gdy zakładano mu na głowę Tiarę Przydziału spojrzał lekko wystraszonym wzorkiem w naszą stronę a chwilę potem jego głowa została prawie całkowicie zasłonięta magicznym kapeluszem.
Zauważyłam, że Rafe siedzi lekko spięty. Poklepałam go po plecach i uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
- GRYFFINDOR! - wykrzyknęła wreszcie tiara.
Zaczęliśmy klaskać a uradowany Sam z ulgą zsunął się ze stołka i usiadł przy stole Gryffindoru. Zadowolony Rafe uniósł kciuki i wyszczerzył się do brata.
Gdy ostatnia osoba trafiła do Hufflepuffu profesor McGonagall zwinęła pergamin, a stołek wraz z Tiarą Przydziału został zabrany.
W końcu wstał profesor Dumbledore a wszelkie rozmowy ucichły.
- Witam was na rozpoczęciu jakże wspaniałego roku szkolnego w Hogwarcie. Przede wszystkim chciałbym powitać naszych nowych uczniów. Mam nadzieję, że będziecie tu się dobrze czuli, a starsi koledzy będą wam pomagać. Ten rok będzie bardzo pracowity dla piąto- i siódmoklasistów ale mamy nadzieję, że wielce owocny. Chciałbym powiadomić nowych uczniów oraz przypomnieć niektórym starszym - wydawało mi się, że w tym momencie zerknął na nas - o tym, że nie można przebywać w Zakazanym Lesie. Gdy ktoś tam wejdzie nie koniecznie z niego wyjdzie. - tu zrobił krótką pauzę napajając się tą malutką chwilą grozy i przerażenia pierwszorocznych - Cóż.. nie będę was zanudzać, bo zapewne wszyscy jesteście głodni. Smacznego!
Gdy dyrektor wypowiedział ostatnie słowo, wszystkie stoły aż się ugięły od jedzenia które nagle się na nich pojawiło. Dla nas to normalka, lecz ze strony gdzie siedzieli pierwszoroczni dało się słyszeć ciche 'wow'.
Wszyscy rzucili się na jedzenie. Mi jako pierwszej udało się dorwać do makaronów, które chwilę potem polane sosem trafiły do mojej buzi. Z każdej strony dało się słyszeć gwar rozmów.
- Jakie to dobłe - powiedział Chess z pełną buzią rozkoszując się pierogami z farszem. Chwilę potem wepchnął do buzi kawałek kurczaka - Niesamowite. - dodał z błogim uśmiechem.
Razem z Maki i Yumi śmiałyśmy się z Chestera który robił takie miny przy jedzeniu jakby nie jadł przez miesiąc i właśnie dostał jakiś niesamowity rarytas.
Wszyscy zajadaliśmy się tymi pysznościami, lecz każdy zostawiał trochę miejsca na deser który niedługo potem się pojawił. Czekoladowe bloki, wielkie galaretki w różnych smakach, lody, torty śmietankowe, żelki, przeróżne ciasta, ciasteczka, babeczki itp. Szybko zapełniliśmy wolne miejsce w żołądkach i zapiliśmy sokiem dyniowym.
- Już nie dam rady - powiedział Chess trzymając się za brzuch - Ale zjem - dodał i sięgnął po kawałek sernika. - Jakie to pyszne.
Nie mam pojęcia jak on to wszystko pomieścił.
Kończyłam właśnie jeść budyń waniliowy, gdy wszystko co stało na stołach zniknęło.
Dyrektor wstał i podszedł do mównicy.
- Mam nadzieję, że smakował wam ten pierwszy posiłek w tym roku szkolnym w Hogwarice. Co do lekcji... Rozpisy zajęć znajdują się na tablicach, które są w każdym pokoju wspólnym. Zapewne jesteście zmęczeni dzisiejszym dniem, więc życzę wam spokojnej nocy. Dobranoc.
Wszyscy wstaliśmy i ruszyliśmy do wyjścia.
Filtch właśnie kończył wycierać podłogę po tym jak tabun uczniów wszedł z zewnątrz do zamku i przemieścił się do sali. Co jak co, ale trochę błota przed zamkiem było. Teraz woźny patrzył na nas z żądzą mordu. Gdyby wzrok potrafił zabijać, to w tej chwili wszyscy bylibyśmy martwi. W holu podłoga ponownie została zanieczyszczona i te całe błoto roznosiło się obecnie na cały zamek gdyż każdy szedł do swojego dormitorium. Nasz woźny chyba długo sobie dziś nie pośpi.
Lily walnęła mnie w żebra.
- Ałaaa.. Co ty... - zaczęłam ale mi przerwała i pokazała palcem na prawo.
Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam Chestera całującego się z tą ślizgonką do której machał podczas uczty. Ruda udała odruch wymiotny na co razem się zaśmiałyśmy.
- Ciekawe na jak długo - powiedziałam gdy wchodziłyśmy po schodach.
- Stawiam, że dwa tygodnie i ten związek padnie. - odezwała się Meg która do nas dołączyła.
- Tydzień - rzuciłam.
- Niee.. to świeża zdobycz - oznajmiła Lilka. - Daje od trzech tygodni do miesiąca.
W końcu dotarliśmy przed obraz Grubej Damy. Była to przysadzista kobieta w wielkiej, różowej sukni z toną tapety na twarzy i podkręconymi rudymi włosami. W tle było widać kilka kolumn z kości słoniowej.
- Podaj hasło - powiedziała swym skrzekliwym głosem. Nie lubiłam jej głosu ale jakoś mi go brakowało. Nawet się uśmiechnęłam.
- Animag - odpowiedziała Dasty. Gruba Dama kiwnęła głową i obraz się odsunął.
Weszłyśmy do pokoju wspólnego w którym roiło się od ludzi. Było to ładnie urządzone okrągłe pomieszczenie w barwach Gryffindoru. Znajdował się tu wielki kominek, kilka foteli i kanap oraz parę stolików. Chłopacy już siedzieli rozłożeni na fotelach rozmawiając i co chwila wybuchając śmiechem.
- Z czego radość? - zapytała Roxy na co oni ponownie się zaśmiali.
- Patrz bo ci powiedzą - rzuciła Fląderka - Przecież ich znasz.
Stanęłyśmy przed drzwiami do naszego dormitorium, na których był wyryty napis "Huncwotki". Uśmiechnęłyśmy się do siebie i weszłyśmy do naszego dormitorium. Gdy tylko przeszłam przez próg poczułam się jak w domu. Bo w sumie Hogwart był moim domem. Tyle, że drugim. Nic się tu nie zmieniło przez te dwa miesiące. No może tylko to, że tutaj posprzątali. Każdy kawałek ściany był pokryty najróżniejszymi plakatami. Podeszłam do łóżka obok którego stał mój kufer. Z klatek wypuściłam moje zwierzaki, które z radością je opuściły. Ja tak samo zadowolona jak one rzuciłam się na moje łóżko.
- Tego mi brakowało - powiedziałam i z uśmiechem przymknęłam oczy.
Reszta Huncek podobnie jak ja musiały przysiąść na swoim łóżku.
- No to co? Melanż? - zapytała Hermi wyciągając czystą.
Wszystkie się wyszczerzyłyśmy.
- No jak nie jak tak - powiedział Rudzielec wyciągając z kufra kilkanaście butelek.
- Hermi co za głupie pytania zadajesz - zaśmiał się Śledzik i otworzył czystą. Uśmiechnęła się do niej i wzięła kilka łyków.
- A więc pierwszy melanż na szóstym roku oficjalnie uważam za otwarty - powiedziałam trzymając w górze czystą, a następnie pociągnęłam duży łyk.
Wystarczyła chwila abyśmy się rozkręciły. Yumi namalowała sobie tęczę na brzuchu i udawała jednorożca a Shel siedziała na niej wymachując sznurówką jak lassem. Oczywiście przy okazji wylała trochę Danielsa na Karpika. Yumiśka zerwała się z podłogi zrzucając Shelątko, która upadła wywracając stół na którym tańczyła Roxy. Na chwilę zapadła cisza i wszystkie gapiłyśmy się na wystające zza stołu nogi Łososia z lekkim niepokojem. Usłyszałyśmy cichy rechot który przerodził się w szaleńczy śmiech dochodzący od strony Roxiaka. Huncka dzielnie wstała, wciąż się śmiejąc. Odetchnęłyśmy z ulgą. Postawiłyśmy stół i wróciłyśmy do odwalania. Rox do końca imprezy siedziała pod stołem i się śmiała. Das, jak to Das, gadała ze ścianą.
- Tyle lat ze sobą spędziliśmy.. te wszystkie wspomnienia.. nic dla Ciebie nie znaczą? Ranisz mnie. - krzyczała. - Nie ignoruj mnie! To ci w niczym nie pomoże.
Ja siedziałam w szafie zapłakana i waliłam pięściami w tył szafy.
- Niee! Narnia zniknęła! A tam była Maki! Trzeba ratować Makrelkę! Pewnie porwała ją Biała Czarownica! Motylkuuuuu! Wydostaniemy cię!
Obok mnie siedziała zapijaczona Maki.
- Taak! To straszne! Musimy ją uwolnić. Biedny Motyl. Kto wie co się teraz z nią tam dzieje. - nagle wystąpiła u niej zawiecha - Zaraz, zaraz.. Ale to ja jestem Maki. Chyba... A no tak. To ja. Mary spokojnie. Ja tu jestem.
- KŁAMIESZ! - wrzasnęłam. - Ty jesteś tam, tam - pokazałam na tył szafy. - Muszę cię ratować!
- Mary! Jestem bezpiecznaaa..
- Nie to nie. Siedź sobie w tej Narnii sama. Potem będziesz mnie przepraszać jak cię Aslan zeżre - powiedziałam i obrażona wygrzebałam się z szafy. Podczołgałam się do łóżka i wzięłam czystą która na nim leżała. Opróżniłam połowę i dołączyłam się do Lilki która skakała po łóżku. Zaczęłyśmy wydzierać się śpiewając Na Na Na My Chemów. Wkrótce dołączyła do nas reszta Huncek. Tak skakałyśmy po tych łóżkach, że aż jestem zdziwiona faktem, że się nie zniszczyły. W końcu zmęczone całym dniem usnęłyśmy.

Obudziło mnie trzaśnięcie drzwiami. Poderwałam głowę i zobaczyłam Hermi. Pozostałe materace zatrzeszczały.
- Cooooo... - usłyszałam stłumiony głos Roxy jakby mówiła z twarzą wciśniętą w poduszkę.
- Sorki dziewczyny. - powiedział Dorsz krzywiąc się.
Opadłam na poduszkę z jękiem. Tak nikczemnie mnie budzić. Nie godzi się... a szczególnie po melanżu. No kurde.
Ułożyłam się wygodnie z zamiarem ponownego uśnięcia. Mimo iż oczy mi się strasznie kleiły to nie mogłam zasnąć. Sfrustrowana usiadłam na łóżku. Reszta Huncek zakopała się w pościeli. Mimo wczorajszego melanżu czułam się dobrze. Posiedziałam chwilę nie wiedząc co robić aż w końcu wylazłam z łóżka. Skoro ja nie mogę spać to inni też nie będą.
Podchodziłam do każdego łóżka i ściągałam z dziewczyn kołdry co napotkało się z różnymi a za razem podobnymi reakcjami.
- Maryyyy!
- Kurwa... spać!
- Jeszcze 5 minut mamo...
- Gdzie ta kołdra?
- Nieeeeeee!
Stałam nad ich łóżkami i się szczerzyłam.
- Też was kocham.
Obok mnie przeleciał słoik, a chwilę później szczotka.
- Nie myśl, że potem ci pomogę jej szukać - zwróciłam się do Shel bo to od jej strony nadleciał ten drugi przedmiot.
Co do słoika to dobrze wszyscy wiedzą, że Ness je uwielbia, a rzucać nimi we mnie to wręcz kocha.
Powoli dziewczyny zaczęły się zwlekać z łóżek śląc mi mordercze spojrzenia. Kilka minut i im przejdzie. A przynajmniej miałam taką nadzieję.
Po jakimś czasie byłyśmy wszystkie ogarnięte a Huncki już zapomniały o mojej pobudce.
Zeszłyśmy do pokoju wspólnego. Mimo wczesnej pory kręciło się tu już pełno zdenerwowanych i podekscytowanych pierwszoroczniaków. Jeden który wpadł na Mionę wyglądał jakby miał się rozpłakać.
Ja osobiście te kilka lat temu byłam tak podekscytowana pierwszym dniem w Hogwarcie, że noc wcześniej nie mogłam zasnąć.
- Pamiętam te emocje - powiedziała Lily.
- Niby było te podekscytowanie ale jakoś niezbyt bym chciała ponownie to przechodzić - odezwała się Maki.
- Hej! - usłyszałam głos zza moich pleców. Odwróciłam się i ujrzałam dwóch Whisternów - Rafe'a i Sama. Młody był tak podekscytowany, że nie mógł spokojnie ustać za to jego starszy brat ledwo stał ze zmęczenia, a jego włosy były w totalnym nieładzie.
- A Ty co tak wcześnie? - zapytałam Rafe'a. Zazwyczaj schodził ostatni i ledwo wyrabiał się na śniadanie.
- A jak myślisz? - zapytał powstrzymując ziewnięcie i kiwnął głową na Sama - Ten potwór wbił godzinę temu do naszego dormitorium i zaczął gadać i się ekscytować jak to dzisiaj będzie fajnie. Reszta kazała mi go zabrać pod groźbą uduszenia ale pewnie też niedługo zejdą. Zaraz, zaraz. Z tego co wiem to wy też nie jesteście rannymi ptaszkami.
- To nasz poranny potwór - burknęła Shel i pokazała na mnie.
- Też się ekscytowała i biegała po pokoju jak chora psychicznie? - zapytał unosząc brew.
- Oj, od razu potwór... - odezwałam się. Postanowiłam zmienić temat zanim reszta Huncek zacznie poburkiwać na mnie za obudzenie ich - Pierwsze eliksiry tak?
- Niestety - potwierdziła Dasty - Wręcz nie mogę się doczekać całej godziny z naszym ulubionym profesorem. Ten jego wzrok. Czuję jakby patrzył na mnie bazyliszek.
- Ja mam pierwsze zielarstwo - wtrącił się Sam z szerokim uśmiechem. Widać było, że już nie może się doczekać. Gdyby mógł to zapewne już teraz pobiegłby na cieplarni. No cóż.. za jakiś czas przejdzie mu ten zapał.
Od strony dormitoriów chłopaków szedł Chester. Pomachał do nas i wyszedł z pokoju wspólnego.
- A ten gdzie? - zapytała Yumi.
- Pewnie do tej swojej nowej laski - powiedział Rafe.
Sam wywrócił oczami i widząc brak zainteresowania przez nas jego osobą odwrócił się i poszedł do swoich nowych kolegów.
- Kto to jest właściwie? - odezwała się Maki.
- Świeże mięsko. Jakaś ślizgonka. - zaczął Whistern - Podobno nazywa się Olivia.. Cloret? Closet? Clobet? Nevermind. Po prostu kolejna do kolekcji. Jak to u Chessa. Dwa tygodnie i będzie nowa.
- O kim gadacie? - zapytał Lucas który właśnie do nas dołączył. - I tak w ogóle to cześć.
- Hej. O tej nowej Chessa. - powiedziałam.
- Aaaa.. Chłopak chyba gust stracił. To chyba najgorsza z dziewczyn z którymi był.
- No, no. Słaba dupa - podsumował Rafe. - A przecież wkoło tyle dobrego towaru.
- Może i tak ale z większością już był. - rzuciła Shel - Niedługo zacznie się rzucać na pierwszoroczne, bo zabraknie ze starszych roczników.
- A ja jedyne na co się rzucę to jedzenie. - powiedziała Das - Jestem mega głodna... I trochę suszy.
- Widzę balowało się - Lucas poruszył brwiami.
- Dziwisz się? - odpowiedziałam z uśmiechem. - Pierwszego wieczoru w nowym roku szkolnym trzeba urządzić jakiś melanżyk.
- No wiecie co... I nas nie zaprosiłyście? - razem z Rafem zrobili smutne minki - No sorki moje drogie panie ale będzie foch...
-... z przytupem - dokończył Rafe.
- Mhm. To możemy już iść na to śniadanie? - zapytał Śledzik.
Wszyscy się zgodziliśmy i ruszyliśmy do Wielkiej Sali.
Sala była już o dziwo w połowie zapełniona. Usiedliśmy wszyscy przy stole Gryffindoru i zaczęliśmy jeść. Przy stole Hufflepuffu siedział Wayne z Bryanem i machali do nas szaleńczo jakby to czy im odmachamy było kwestią życia i śmierci. Obok nich Allie tylko wywróciła oczami i zajęła się swoją jajecznicą.
Kończyłam jeść właśnie drugą grzankę gdy dołączył do nas uśmiechnięty Chester. Puścił jeszcze oczko do tej swojej ślizgonki i usiadł. Trochę się zdziwiłam bo dopiero teraz się zorientowałam, że ta owa miłość Chessa to nie kto inny a ta wielce odważna ślizgonka z przedziału.
- Ah ta Olivia - westchnął wciąż się uśmiechając.
Nikt z nas nie miał zamiaru tego komentować.
Dopiłam kakao i odstawiłam pusty kubek. Wszyscy już zjedli oczywiście oprócz Chestera. Ja z dziewczynami wstałyśmy od stołu. Lucas i Rafe postanowili poczekać na tego wielce zakochanego, więc same poszłyśmy do dormitorium aby zabrać nasze torby a następnie udać się do lochów.

Nasz ukochany nietoperzopodobny nauczyciel, profesor Snape, z tym swoim odwiecznym chłodnym spojrzeniem wpuścił nas do klasy. Okazało się, że zajęcia eliksirów mamy, o zgrozo, ze ślizgonami. Jedynym gryfonem który się z tego cieszył to nie kto inny jak Chess gdyż mógł usiąść ze swoją tygodniową miłością. Wszyscy się pchali aby jak najszybciej zająć miejsca które są na końcu. Może i nie udało mi się dopchać na koniec ale z przodu też nie byłam. W sumie można to nazwać środkowym tyłem. Czy jakoś tak...
- Siema Hayward - powiedział Lucas dosiadając się do mnie.
- Siema Savana - odpowiedziałam i zaczęłam wyciągać książki. - Czemu się ze mną witasz skoro widzieliśmy się na śniadaniu?
Lucas na chwilę się zamyślił.
- Hmm.. Dobre pytanie.
Parsknęłam śmiechem.
- No co? - zapytał z uśmiechem.
- No nic - odpowiedziałam szczerząc się.
Walnął mnie lekko w ramię. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie oddała. Te nasze przepychanki trwały do czasu aż Snape odebrał 5 pkt Gryffindorowi. Kilku gryfonów spojrzało wtedy na nas z ponurymi minami tak jakbyśmy popełnili jakąś zbrodnię, jednak mina jednej dziewczyny tak nas rozwaliła, że myślałam iż padniemy ze śmiechu. Aż ciężko mi ją opisać.
- Może panna Hayward i pan Savana zechcą wyjść i się uspokoić zanim odejmę kolejne punkty Gryffindorowi i wlepię wam szlaban? - warknął profesor.
- Przepraszamy - mruknęliśmy ale dał znać, że nas usłyszał.
Uznaliśmy, że serio trzeba się lekko powstrzymać. Nie chcieliśmy już pierwszego dnia zarobić szlabanu, a szczególnie od nietoperzowatego profesora Severusa Snape'a.
Przez resztę lekcji ów profesor prowadził monolog na temat eliksiru, który będziemy przygotowywać na kolejnej lekcji. Cała klasa próbowała udawać, że go słucha lecz widziałam to znudzenie na ich twarzach i ten nieobecny wzrok. Każdy potajemnie szukał sposobu na nudę. Jakiś ślizgon rysował coś na ławce opierając głowę na ręce, Dasty i Yumi namiętnie o czymś dyskutowały a za plecami słyszałam lekkie chrapanie. Ja osobiście to grałam w kółko i krzyżyk wraz z Savaną. Jakoś było przecież trzeba zabić nudę. Mój humor był coraz lepszy z każdą przegraną Lucasa. Pod koniec eliksitów już się nad nim zlitowałam i dałam mu wygrać dwa razy.
Kolejna była historia magii czyli najnudniejsza lekcja jaka może być. Były tam strasznie długie ławki. Po lewej miałam Das, a po prawej Rudą. Nie wiem skąd i jak ale Śledzik właśnie siedział obok mnie i na legalu jadł płatki. Chrupanie było bardzo dobrze słychać ale profesor był tak zajęty opowiadaniem o jakiejś tam wojnie między goblinami a skrzatami domowymi, że nawet nie zwracał na to uwagi. Dzięki mojej mince numer 3 Dasiek podzielił się ze mną i Lilką płatkami. Gdy tylko ktoś się odwracał gdy zlokalizował miejsce z którego dochodziło chrupanie zamierałyśmy w trakcie przegryzania płatków. Musiałyśmy wyglądać komicznie.
Potem mieliśmy jeszcze zielarstwo i transmutacje, które minęły dość szybko i mogliśmy udać się na obiad.
Skrzaty jak zwykle nas nie zawiodły i przygotowały pełno super jedzenia. Było tyle żarcia, że nawet Chess by tego wszystkiego nie zjadł. Ja rzuciłam się na makaron z serem. Najlepszy makaron pod słońcem! Nie licząc oczywiście tego mojej mamy. Jeśli chodzi o jedzenie mojej mamy to nawet skrzaty jej nie przebiją.
- A wy co? - odezwała się nagle Lily patrząc na Lucasa, Chessa i Rafe'a szepczących między sobą.
- Ale co my? - zapytał Rafe unosząc brew.
- O czym tak szepczecie? - sprostowała Mionka.
- My? Nie wiem o co wam chodzi - udawał zaskoczenie Chester.
- Nie udawaj głupszego niż jesteś Chess - powiedziała Ruda.
- No wiesz co? Jak możesz? Ranisz moje słabe i kruche serduszko - odpowiedział wydymając dolną wargę i patrząc z miną zbitego psiaka.
Lilka spojrzała na niego jak na debila.
- No co? - zapytał.
Panga już chyba zwątpiła w niego, więc tylko pokręciła głową i wróciła do jedzenia.
Z ciekawością przyglądałam się tej konwersacji powoli przeżuwając ogórka którego miałam nabitego na widelec. Dawno nie jadłam ogórków.
Po obiedzie mieliśmy Zielarstwo z puchonami. Mimo, iż nie mogłam się skupić lekcja minęła szybko.

Siedzieliśmy wszyscy w pokoju wspólnym już od godziny. Za oknem było widać Zakazany Las oświetlony przez lekko przysłonięty księżyc. Większość uczniów już spała, lecz Huncki i spółka nie mieli zamiaru jeszcze się zwijać do dormitoriów. Poprzesuwaliśmy trochę kanapy aby siedzieć w miarę razem. Ja prawie leżałam na wielkim fotelu i stroiłam gitarę.
- Szykujecie jakiś nowy hicior? - zapytał Rafe.
- Może... - odpowiedziałam i wyszczerzyłam się. - W końcu kiedyś wbijemy na wielką scenę i trzeba mieć jakieś perełki. O ile to co napiszemy będzie perełkami.
- Będzie, będzie - odezwała się Ruda - Wątpisz w nas?
- Jaa? Nigdy. Kto jak kto, ale ja miałabym wątpić? Nie rań - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
- Oj wybacz Maryś - Lily też się podniosły kąciki ust.
- A więc.. pierwszy dzień za nami - stwierdził Lucas.
- To dobrze czy źle? - zapytała Roxy siedząca z talerzem kanapek które pochłaniała w zastraszającym tempie.
- I dobrze i źle w sumie. - odparł. - Źle bo jeszcze tyle czasu nauki, a dobrze, bo to oznacza jeszcze wiele miesięcy mieszkania w Hogwarcie.
- Prawda - zgodziła się z nim Das. - Nie potrafię sobie wyobrazić co to będzie za dwa lata. Jak już nie wsiądziemy do Expressu Hogwart.
- To będzie mega dziwne. - odezwała się Yumi - Co ja będę robić? Może.. może będę układać wiersze? Takie... refleksyjne. Może coś w stylu "Mój dom jest taki pusty... potrzebuje słoika kapusty" lub "Czemu? Czemu? Czyż nie ma dżemu?". Tak..tak.. to mój pomysł na życie.
- Będę twoją pierwszą i najwierniejszą fanką - powiedział Śledzik.
Obok okna przeleciała jakaś sowa.
- Polatałabym - odezwałam się.
- Ja też! - powiedziała Mionka. - Ciekawe kiedy będziemy mogły zacząć treningi.
- Najpierw trzeba będzie zrobić nabór. Brakuje nam paru osób - rzuciła Yumi. Karpik był dumnym kapitanem drużyny Gryffindoru już od 4 klasy. Wraz z Lilką były pałkarkami, ja ścigającą, a Miona szukającą. Stanowisko komentatora od bardzo dawna zajmowała Dasty, chociaż kilka razy chciano jej odebrać tą posadę po meczach między gryfonami a ślizgonami, gdy wyzywała grających uczniów Slytherinu. W tej chwili strasznie mnie korciło aby chwycić miotłę i udać się na boisko o qudditcha. Niestety, nie było zbytnio takiej opcji, więc zaczęłam dalej brzdąkać na gitarce.
- We czwórkę dałybyśmy sobie radę i zdobyłybyśmy Puchar Quidditcha kolejny raz z rzędu - powiedziała Ruda szczerząc się.
- Nie ma innej opcji - dodała Yumi i przybiła piąteczkę z Lilką - Ale i tak musimy znaleźć nowych.
- Oby znaleźli się tacy który będą coś potrafili - rzuciłam przypominając sobie zeszłoroczne nabory, gdy szukaliśmy kogoś na obrońce. Znalazła się tylko jedna perełka w postaci Seth'a, który obecnie jest na piątym roku. Reszta kandydatów była tak beznadziejna, że ja na miejscu Yumi bym nie wytrzymała siedzenia kilku godzin na boisku i przyglądania się wysiłkom tych łamag. W całym tamtym naborze jedyną fajną rzeczą było to, że mogłam sobie trochę polatać i pograć chociaż nie zawsze, bo z niektórymi się najzwyczajniej nie dało.
- Mam taką nadzieję - powiedziała Miona.
- Nie wiem jak was, ale mnie już muli - odezwała się Maki przecierając oczy.
- Szczerze mówiąc mnie też - dodała Hermi a zaraz potem Shel.
- No to się zbieramy. - wstałam z fotela i ruszyłam wraz z resztą do dormitorium.
- Dobrej nocy - rzucił Lucas i pomachał do nas z uśmiechem.
Gdy weszłyśmy do dormitorium padłyśmy na miękkie, wygodne łóżka i zasnęłyśmy.

5 komentarzy:

  1. Aaaa! Super się czytało, czuję taką atmosferę, że to wstęp do czegoś wielkiego i niezapomnianego! <3
    Oł je, wpieprzanie płatków XD <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezusmaryja ekscytacja. Trochę zmienia wam się styl pisania. Czemuż dostąpiłam takich zaszczytów? (kapitan rumieni się, chichocze i masakruje ślizgonówlewaków). A tak na serio to baaardzo mi się podoba. Jakimś cudem poprawiłaś mi humor tym rozdziałem. Awagh, już nie mogę się doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że się zmienia? Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mogłam ci poprawić humor. No i super, że rozdział się podoba. :)

      Usuń
  3. Jejejej nowy rozdział <3 Jak zawsze super, uśmiałam się do łez XDD Co do stylu to nie mówię, że zły po prostu taki... Twój ;* No i ja też już myślę o następnych rozdziałach, chociaż na najbliższe już mam plan ;p To biorę się za przeróbkę i rozdział trzeci, puki jeszcze jest wena ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. jejku <3 Hogwartowo <3 faktycznie Daśku ! wyczuwa się wstęp do czegoś wielkiego ! :D całkowicie nowa historia ! i podtrzymuje - pomysł ze zwiększeniem naszej paczki -meeega :D ja już chcę kolejny <3

    OdpowiedzUsuń